Warakomscy W.D. Agroturystyka - Krasnopol

Ze względu na korzystne usytuowanie obiektu, corocznie od przeszło 20 lat zatrzymywaliśmy się w tym miejscu na nocleg podczas naszych rodzinnych spływów kajakowych Czarną Hańczą. Nasze spływy liczą około 15-25 osób. Na miejscu część uczestników korzystała z noclegu na kwaterach w domu gospodarzy, pozostali nocowali w namiotach przy rzece. Do dyspozycji mieliśmy zawsze saunę, którą po uzgodnieniu z nami gospodarze odpowiednio nagrzewali i udostępniali nam na około 2 godziny za odpowiednią opłatą. Do tego taczka drewna na ognisko.
Również tym roku postanowiliśmy zatrzymać się w tym miejscu. Tegoroczny spływ liczył ponad 20 osób i odbywał się w drugiej połowie lipca. Rezerwację noclegów na kwaterach dokonywaliśmy z dużym wyprzedzeniem już w styczniu. Na początku było więcej wolnych pokoi i łóżek, ale potem gospodyni stwierdziła, że dla naszej grupy wolny będzie tylko jeden pokój dwuosobowy, który zresztą zarezerwowaliśmy. Reszta łóżek w pozostałych pokojach była zajęta i gospodyni poleciła nam noclegi u sąsiadów, które również zarezerwowaliśmy.
Po przypłynięciu, na miejscu zastał nas silny deszcz, więc gospodyni zaproponowała grupie schronienie pod wiatą i przywiozła taczkę drewna na ognisko. Gospodarze nie serwują posiłków, więc na zamówiony obiad poszliśmy całą grupą gdzie indziej, zostawiając kajaki przy rzece a wszystkie nasze rzeczy pod wiatą. Po powrocie z obiadu około godziny 19:30, ku naszemu zdziwieniu gospodarz stwierdził, że bezzwłocznie musimy opuścić wiatę oraz cały teren, na którym mieliśmy rozstawiać namioty. Argumentował to tym, że on w tym roku na nas nie zarobi, bo za same namioty to jest niewiele pieniędzy (w tym roku po 20,00 zł od osoby za noc dla 10 osób) a z kwater w jego domu nie korzystamy i zarezerwowaliśmy sobie kwatery u sąsiadów, pomimo, że wcześniej zarezerwowaliśmy jedyny dostępny pokój w jego domu (2 x 70 zł) a fakt, że pozostałe miejsca noclegowe poleciła nam żona gospodarza nie miał dla niego żadnego znaczenia a wręcz ten fakt go trochę zdenerwował. Drewno na ognisko to też, jak stwierdził żaden zarobek (50,00 zł taczka) a „najpoważniejszym” argumentem gospodarza, aby bezzwłocznie opuścić jego teren było to, że nie wykupiliśmy wieczornej sauny i że przepadnie mu kolejne 150,00 zł. Nasze argumenty, że, po 20 latach corocznego biwakowania na jego terenie powinno traktować się gości z większym szacunkiem (zresztą wszystkich gości, nie tylko tych z „długim stażem”) nie miały dla gospodarza żadnego znaczenia. Kilkukrotnie powtarzał, że on na nas nic nie zarobi i pieniądze są dla niego jedyną przesłanką. Poproszony o możliwość rozmowy z żoną stwierdził, że ona nie może się z nami spotkać, bo jest bardzo zajęta czym innym. Tak więc bez wdawania się w dalszą dyskusję, pomimo późnej już pory opuściliśmy teren i udaliśmy się na poszukiwanie noclegu gdzie indziej. Osoby, które miały nocować na kwaterze również ją opuściły. Cała nasza grupa była mocno zdenerwowana. Na szczęście udało się zorganizować zastępcze noclegi w pobliżu, u sąsiadów a gospodarz zamiast 500-600 zł nie zarobił tego dnia nic.
Zupełnie niezrozumiałe dla mnie podejście. W taki sposób traci się dobrych, sprawdzonych klientów.